środa, 17 czerwca 2015

Rozdział 1.

I oto pierwszy rozdział! Mam ogromną nadzieję, iż wam się spodoba. Przepraszam za błędy które mogą się pojawić i życzę miłego czytania. Pamiętajcie o tytułach piosenek!


                                                        "Wiem, pewnie gubię
                                                        się gdzieś po drodze."



Powoli otworzyłam oczy i syknęłam z bólu. Od kilku dni miewam okropne bóle głowy. Doktor White twierdzi, że to z czasem będzie przechodzić. To takie dziwne. Od tamtego feralnego zdarzenia w 1896 roku. niewiele pamiętam. Wspomnienia powracają powoli, ale jednak. Nie kojarzę osób, które mnie znają. Próbuję sobie jakoś radzić, ale jednak to nie jest łatwe. Wszystko wokół wydaje się takie nowe, takie inne. Bywa to strasznie irytujące.

Powoli usiadłam na łóżku i skierowałam się do szafy, z której wyjęłam kilka ubrań, po czym ruszyłam do łazienki. Na korytarzu nie spotkałam ani jednej żywej duszy.

Pod prysznicem pozwoliłam, aby ciepła woda masowała moją skórę. TO takie niebiańskie uczucie. Zamknęłam oczy i rozprowadzałam po skórze różany żel pod prysznic. Jego zapach zaczął unosić się po całym pomieszczeniu.


Po kilku chwilach zakręciłam kurki, owinęłam się ręcznikiem, a z drugiego zrobiłam turban na głowie. Z kosmetyczki wyjęłam kilka rzeczy, umyłam zęby i zaczęłam robić sobie makijaż oraz malować paznokcie. Po skończeniu włożyłam sukienkę bez ramiączek z grynszpanową, kwiecistą spódnicą i białą górą. Do tego założyłam katanę z rękawami trzy czwarte i turkusowe botki na wysokim obcasie. Spryskałam się ulubionymi perfumami i założyłam dobraną do stroju biżuterię.

Od razu po wyjściu z łazienki udałam się do jadalni. Okazało się, iż są tam wszyscy. Kiedy wchodziłam do pomieszczenia, zebrani odwrócili się przodem, do mnie.

- Gwendolyn — Odezwała się Lady Arista. Na jej twarzy ukazał się lekki uśmiech, a w głosie wyczułam coś na rodzaj zadowolenia czy dumy. Poczułam, jak na moich policzkach tworzą się lekkie rumieńce.

Przeszły mnie lekkie dreszcze w momencie, kiedy padł na mnie morderczy wzrok Charlotty. O dziwo nie przejęłam się nim.

- Dzień dobry. - Powiedziałam cicho, siadając na swoim miejscu, przy stole.

- Witaj kochanie. - Odezwała się mama. - Jak ci minęła noc? - Spytała z troską.

- Dobrze, dziękuję. - Odpowiedziałam automatycznie. - Rano miałam tylko lekkie bule głowy, ale szybko minęły. - Mówiąc, to nabijałam na widelec kawałek naleśnika.

- No jasne. - Odezwała się dziewczyna siedząca naprzeciwko mnie. Słowa wypływające z jej ust były skąpane w pogardzie. Co ja jej takiego zrobiłam? Nagle się uśmiechnęła pod nosem. - No ale ... ciekawe czy jak Gideon w końcu wróci z Włoch z Falkiem, też będzie znosił tę całą błazenadę, którą tworzysz Gwanny. Przecież ci nic nie jest! Po co więc ten teatrzyk? - Mówiła wszystko z ogromnym przejęciem.

- Charlotto. - Skarciła ją rudowłosa kobieta siedząca po jej prawej stronie. Z tego, co kojarzę ma na imię Glenda i jest jej matką. Biedna kobieta.

Próbowałam sobie przypomnieć osobę o imieniu Gideon, ale nic, czarna otchłań. Znów to samo. Mam nadzieję, że uda mi się coś dowiedzieć.

- Nic się nie stało. - Skłamałam. Ona zawsze musi dorzucić swoje trzy grosze!

Przez pewien czas jedliśmy w niezręcznej ciszy. Moje młodsze rodzeństwo zapewne jeszcze śpi. W końcu to pierwszy weekend wakacji. Strasznie cieszę się z tego, bo mam nadzieję, że uda mi się przez ten okres wolnego wszystko ogarnąć.

- Kim jest Gideon? - Zapytałam nieśmiało, kończąc potrawę. W momencie, kiedy to wypaliłam Charlottcie wypadł widelec z dłoni.

- Pytasz tak na poważnie? - Dziewczyna pokręciła głową. - On normalnie padnie, jak to usłyszy. - Zaśmiała się cicho.

Wzięłam głęboki oddech. Dlaczego ONA musi bić taka? Bez przerwy mam nadzieję, że przestanie bawić się ze mną w ciuciubabkę...

- Panno Gwendolyn. - Z zamyśleń wyrwał mnie Pan Bernhard. Odwróciłam głowę w stronę mężczyzny. - Jest już samochód.

- Dziękuję Panie Bernhard. - Odpowiedziałam. Mężczyzna skinął głową i wycofał się z pokoju.

Pożegnałam się ze wszystkimi i popędziłam do pokoju po torbę. Spakowałam do niej kilka niezbędnych rzeczy i zbiegłam po schodach na dół. Pożegnałam się z bliskimi i wyszłam na zewnątrz.

Limuzyna już na mnie czekała. W momencie, kiedy wyszłam przez drzwi, jeśli dobrze pamiętam, to był Pan Giordano, który wyszedł z samochodu i otworzył mi drzwi od strony pasażera znajdujące się z tyłu.

- Panno Gwendolyn. - Przywitał mnie mężczyzna. Uśmiechnęłam się przyjaźnie do niego. - Już na nas czekają. - Skinęłam głową i zajęłam miejsce na tylnej kanapie.

Jechaliśmy w ciszy dobre dziesięć minut, a z tego jakieś sześć już staliśmy i w niekończącym się korku.

- Kim jest Gideon? - W końcu wyrzuciłam z siebie pytanie, które od dłuższego czasu zaprzątało moją głowę.

Pana Giordano zatkało moje pytanie. Wyglądał, jakby chciał mi odpowiedzieć na to, ale nie mógł. Zabolało mnie to. Co się dzieje? Przecież to proste pytanie. Może również odpowiedzieć, iż tego nie wie.

- Panie Giordano. Niech przynajmniej pan będzie ze mną szczery. - Zaczęłam łamiącym się głosem. - Czyje się osaczona a z drugiej strony wiem, iż wszyscy wokół okłamują mnie. Panie Giordano. - Już naprawdę błagałam. Mężczyzna westchnął.

- Mogę jedynie powiedzieć, że Gideon de Villiers, to jedynasty z kręgu dwanaściorga...

- Czyli jest diamentem. - Przerwałam mężczyźnie.

- Owszem panno Gwendolyn. - Uśmiechnął się przyjaźnie.

- Coś więcej? - Chcę wiedzieć. Pan Giordano spojrzał na mnie niepewnie. - Skoro to jedynasty podróżnik to nie powinnam go znać? - Mój rozmówca wziął głęboki oddech i zaczął wycierać chusteczką czoło. - Proszę? - Zrobiłam maślane oczka.

- Przykro mi panno Gwendolyn, ale w obecnej sytuacji nie mogę nic innego powiedzieć. - Mężczyzna z tego powodu wydawał się przygnębiony. - Obiecuję ci, że niedługo wszystko się wyjaśni.

Przynajmniej tyle się dowiedziałam. Zawsze to coś.

Przez kolejne minuty jechaliśmy w ciszy. Przez ten czas, próbowałam sobie GO przypomnieć, ale nic. Znów czarna dziura! Męczyłam się tak przez całą podróż do Loży. W momencie, kiedy zatrzymaliśmy się przed budynkiem, pan Giordano wysiadł pierwszy i przytrzymał mi drzwi.

Skierowałam się prosto do pracowni Madame Rossini. Wszędzie były rozwieszone stroje idealne do podróżowania w różne epoki.

- Madame Rossini! - Zaczęłam wołać kobietę, chodzą między wieszakami. - Madame Rossini! - Podjęłam kolejną próbę.

- Tu jestem, moja łabędzia szyjko! - Odezwała się kobieta, wychylając się na drugim końcu pomieszczenia z przepasanym przez ramie złotym materiałem.

Kobieta zaczęła do mnie pospiesznie podchodzić, po drodze się zatrzymała. Zdjęła jedną z obszernych sukni. Z daleka dostrzegłam, iż jest biała ze złotymi akcentami. Byłam, zafascynowana stroję, dlatego nie zauważyłam, kiedy do mnie podeszła. Dopiero po chwili ocknęłam się a kobieta wybuchła śmiechem.

- Po co to? - Wskazałam na kreację. Śmiech kobiety się pogłębił. Teraz stał się bardziej gardłowy. Ja nadal nic z tego nie rozumiałam.

- Na mission, moja łabędzia szyjko, na mission. . - Odrzekła, stając za mną i się uśmiechając.

- Na jaką misję? - Czemu nikt mi nic nie mówi?! Zaczynam mieć Déjà vu albo już świruję.

- Kochanie tego już ci nie mogę zdradzić. - Oczy kobiety stały się smutne.

- Madame Rossini. - Zaczęłam ja praktycznie błagać o informację. - Nikt nic mi nie mówi. Nic nie wiem, a tu nagle wyskakuje pani z misjom. NIC NIE WIEDZIAŁAM. Proszę, jest pani moją ostatnia szansą.

Kobieta westchnęła i się odwróciła ode mnie. Zaczęła szperać w jednej z szuflad.

- 24 kwietnia 1854 r. Tylko tyle mogę zdradzić.

Nagle rozszerzyłam oczy. MAM sama podróżować w czasie. Na to się nie godzę, a zwłaszcza teraz!



                                                 ***



Z hukiem wpadłam do Smoczej Sali. Wczoraj zostałam poinformowana o powrocie mistrza loży do Londynu.

- CO ty sobie wyobrażasz?! - Naskoczyłam na mężczyznę, wchodząc przez drzwi do pomieszczenia.

- Gwen...

- żadne Gwendolyn! -Przerwałam mu i podchodziłam do niego coraz bliżej. - Jak możesz. Przecież wiesz co się dzieje i wyskakujecie z misją do 1854 roku!

- Gwany? - Odezwał się jakiś obcy głos, a zarazem tak bliski memu sercu. Miałam wrażenie, że mogę rozpoznać go wszędzie, ale z drugiej strony nie mogłam sobie go przypomnieć.

Odwróciłam głowę w stronę słuchacza. Okazało się, że to jest wysokim, ciemnowłosym chłopakiem o zielonych oczach. Spuściłam wzrok i podjęłam kolejną próbę. Nic, kolejna czarna otchłań. Uśmiechnęłam się najmilej, jak umiałam do chłopaka. Jego oczy przeszły szokiem. O co tu chodzi?

Odwróciłam się z powrotem do Falka. Zacisnęłam dłonie w pięść ze złości. Kostki zrobiły się białe.

- Odpowiadaj! - Siedział dalej cicho, a krew w moich żyłach niemal się gotowała. Co za człowiek! - Czy w końcu ktoś może mi wszystko wyjaśnić?! Proszę. - Zrobiłam pałze.

- Wszystko w swoim czasie rubinie. - Uśmiechnął się niemal zadziornie. O co temu facetowi chodzi? Teraz to mnie podminował!

Wzniosłam oczy do nieba i wyszłam z hukiem ze Smoczej Sali. Podążałam przed siebie z taką furią, jaka jeszcze we mnie nie gościła. Nagle ktoś chwycił mój nadgarstek i pociągnął do siebie. Nawet nie zdążyłam zorientować się kto to taki, a nasze usta połączyły się w jedno. Zaczęłam się wyrywać, po chwili mi się udało! Okazało się, iż to ten brunet, którego widziałam przed sekundą.

Odsunęłam się od niego na jeden krok i uderzyłam w policzek z otwartej dłoni.

- Co ty sobie wyobrażasz?!



Pamiętaj. Czytasz, komentuj! 

7 komentarzy:

  1. O Boże bosko *.*
    Świetny początek
    Już nie mogę się doczekać następnego
    Proszę Cię daj szybciutko ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział nie wiem czemu ? , ale chcę zrobić zdjęcie miny Gideona kiedy to wszystko do niego dotrze
    czekam na kolejny rozdział mam nadzieję że będzie szybko bo się już nie cierpliwie

    OdpowiedzUsuń
  3. WTF?!?!?! CZY TY WŁAŚNIE ZROBIŁAŚ, BY GWENDOLYN UDERZYŁA G I D E O N A?!?!?! Mój kochany Gideon, biedactwo, nie martw się, ja jej już przyłożę...
    *próbuje ochłonąć*
    ...
    ...
    ...
    ...
    ...
    ...
    ...
    ...
    Okay, może przesadzam. Lubię Gwen, ale uderzyła jedną z moich ulubionych męskich postaci. I tego się nie wybacza XD
    Świetnie się zaczyna. Gwen straciła pamięć? Oho, ciekawie. Mogłabyś mi napisać odpowiedź na ten komentarz, kiedy next? (Błagam powiedz że dziś, błagam powiedz że dziś...)
    Życzę weny i pozdrawiam,
    Wera ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz.
      Jeśli chodzi o rozdział, to nie wiem, kiedy zostanie opublikowany, ale już go piszę, więc sądzę, że ukaże się niebawem.
      (Postaram się go napisać na dziś, ale nic nie obiecuję.)

      Usuń
  4. Interesujący początek. Fabuła mnie zaciekawiła. Pojawiła się jednak pewną nieścisłość. Czy w limuzynie nie miał przypadkiem czekać pan George? Giordano był nauczycielem tańca, którego Gwen szczerze nie znosiła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ale skoro straciła pamięć, nie mogła wiedzieć, że go nie znosi :D

      Usuń
  5. Chyba trochę nie rozumiem tego rozdziału... No i jestem tu nowa. Cześć! :D

    OdpowiedzUsuń