czwartek, 6 sierpnia 2015

Rozdział 5


Wiem, że czekaliście na rozdział dość długo, ale mam nadzieję, iż nikogo nim nie zawiodłam. Pewnie zorientujecie się, że jest ciupkę inny od pozostałych, ale takie frag męty mogą się pojawić w kolejnych rozdziałach.




                                               " Są oso­by, które się pa­mięta,
                                                   i oso­by, o których się śni. "




- Wieżę. - Odparłam po chwili niepewności.

Chłopak odetchnął z ulgą, na co ja się uśmiechnęłam. Można by pomyśleć, że to jest głupie, ale według mnie jest inaczej. W jego oczach można wszystko wyczytać. Nadzieję, radość, ulgę i miłość. To piękne uczucie pojawia się za każdym razem, kiedy mnie widzi. Szybko o zauważyłam, ale byłam głupia, iż nic z tym nie zrobiłam. Tak zwaną prawdę miałam na wyciągnięcie ręki. Może właśnie tego mi brakowało? Może mi właśnie jego brakowało?

Nagle poczułam przypływ zmęczenia. Oczy zaczęły się kleić i ziewnęłam.

- Ktoś tu jest zmęczony? - Zmarszczyłam czoło.

Spojrzałam w jego zielone oczy i wszystko wokół zaczęło się rozmazywać. Dokładnie jak wtedy. Ale tym razem było zupełnie inaczej.

Na tkaninie mojej sukni powoli rozszerzała się plama krwi. Kolory szybko zniknęły z mojej twarzy,
która stała się równie biała jak peruka. Ze zdumieniem patrzyłam, jak moje powieki drżą, a potem
się zamykają.

Ale ta część mnie, która unosiła się w powietrzu, mogła nadal wszystko obserwować.
Widziałam Pierwszego Sekretarza leżącego nieruchomo obok świecznika. Miał dużą krwawiącą
ranę na skroni.

Widziałam, jak Gideon, pobladły z gniewu, naciera na Alastaira. Lord zrobił unik w kierunku drzwi
i odparowywał szpadą uderzenia, ale po kilku sekundach Gideon zdołał zapędzić go do kąta.

Widziałam, z jakim zapamiętaniem się pojedynkowali, choć tu na górze szczęk broni wydawał się
nieco przytłumiony.

Lord zrobił wypad i spróbował zanurkować pod lewą ręką Gideona, ale ten przejrzał jego zamiary i
niemal w tym samym momencie z całej siły pchnął go w nieosłonięte prawe ramię. Alastair
popatrzył z niedowierzaniem, a po chwili jego twarz zniekształcił niemy krzyk. Palce wyprostowały
się i szpada z brzękiem uderzyła o podłogę: Gideon przygwoździł ramię lorda do ściany. Tak
unieruchomiony lord zaczął - mimo bólu, jaki bez wątpienia odczuwał - miotać wściekłe
przekleństwa.

Gideon odwrócił się od niego, nie zaszczycając go już ani jednym spojrzeniem, i rzucił się obok
mnie na podłogę. To znaczy obok mojego ciała, bo ja, tak jak wcześniej, unosiłam się bezużytecznie
w powietrzu.

- Gwendolyn! O mój Boże! Gwenny! Proszę, nie! - Przycisnął pięść do miejsca pod moją piersią,
gdzie szpada pozostawiła maleńką dziurkę w sukni.

- Za późno! - zagrzmiał lord Vader. - Czy nie widzisz, panie, jak uchodzi z niej życie?

- Ona umrze i nie zmienisz tego, panie! - zawołał ze swego miejsca pod ścianą także lord Alastair,
uważając, by nie ruszać przygwożdżoną ręką. Krew spływała, tworząc małą kałużę obok jego stóp.
- Przeszyłem serce demona!

- Zamknij się! - uciszył go Gideon, który teraz położył obie dłonie na mojej ranie i naciskał na nią
całym ciężarem swojego ciała. - Nie pozwolę, żeby się wykrwawiła. Jeśli teraz w porę... - Zrozpaczony przełknął ślinę. - Nie możesz umrzeć, słyszysz, Gwenny?

Moja pierś unosiła się jeszcze i opadała, skórę pokrywały drobniutkie kropelki potu, ale nie można
było wykluczyć, że lord Vader i lord Alastair mają rację. W końcu fruwałam w powietrzu jako
mieniąca się drobinka pyłu, a moja twarz, tam na dole, nie miała już w sobie ani kropli krwi. Nawet
wargi zrobiły się szare.

Łzy popłynęły Gideonowi po policzkach. Wciąż jeszcze z całej siły przyciskał ręce do mojej rany.

- Zostań ze mną, Gwenny, zostań ze mną - szeptał, a ja nagle straciłam wszystko z oczu.

W tej samej chwili poczułam znów pod sobą twardy grunt, tępy ból w brzuchu i cały ciężar mojego
ciała. Rzężąc, zaczerpnęłam powietrza i wiedziałam, że na następny oddech nie będę już miała sił.

Chciałam otworzyć oczy, żeby po raz ostatni zobaczyć Gideona, ale nie dałam rady.

-Kocham cię, Gwenny, proszę, nie zostawiaj mnie - powiedział Gideon i to było ostatnie, co
usłyszałam, nim wpadłam w otchłań.

Gwałtownie otworzyłam oczy i zobaczyłam przed sobą kilka twarzy: pana Giordano, Falka... Jedna z nich należała do niego. Szybko wstałam i niczym wiatr popędziłam prosto w jego ramiona. Nie sprzeciwił się, wręcz przeciwnie mocno mnie przytulił, otulając poczuciem bezpieczeństwa. Uczucie było magiczne. Miałam wrażenie, że zaraz uniesiemy się w powietrze lub znajdziemy gdzieś indziej. Wtuliłam się mocniej w Gideona.

- Yhym. - Rozbrzmiało chrząknięcie pana Giordano. - Nie chcę przeszkadzać, ale jest już późno i Grace domaga się powrotu panny Gwendolyn do domu. - Uśmiechnęłam się słabo na tę wieś. Nie chciałam opuszczać klatki ramion chłopaka. Wydaje mi się, że to wyczół, bo powiedział:

- Odwiozę Gwenny. - Oznajmił i puścił do mnie oczko. Ten gest raczej mi do niego nie pasował, chociaż było to urocze.




                                                        ***




Jesteśmy już w połowie drogi do mojego domu, całą tę drogę przejechaliśmy w ciszy, ale coś mi się zdaje, że to tylko chwilowe.

- Gwen co się wtedy stało? - Miałam rację! I skąd ja to wiedziałam? Zmarszczyłam czoło. - Chodzi mi o, to gdy zemdlałaś w gabinecie... - Uśmiechnęłam się.

- Przypomniałam sobie... - Powiedziałam prawie szeptem, ale to wystarczyło, aby usłyszał.

- Ale co? - Odparł radośnie. Wydaje się przejęty.

- Jak prosiłeś, abym nie umarła. - Rozszerzył oczy. Już wiedziałam, że wie, o co chodzi.

Nagle podjechaliśmy pod same drzwi mojego domu. Gideon szybko wyłączył silnik i wyskoczył z samochodu. Obszedł maskę i otworzył mi drzwi. Kiedy wysiadłam, złapał mnie w pasie, podniósł — Oparłam ręce na jego ramionach — i obrócił się wraz ze mną wokół własnej osi.

- Nawet nie wiesz, jak się cieszę! - Powiedział, gdy ja piszczałam.

Postawił mnie na chodniku, tuż przed sobą zaledwie trzy centymetry dzieliły nas od siebie. Swoje dłonie z jego ramion przesunęłam na jego tors. Przez cieniutką koszulkę wyczułam jego mięśnie. Nasze wzrok spotkał się i nagle chłopak chwycił moją twarz i namiętnie pocałował. W tym geście również można wyczuć tęsknotę, szczęście i miłość. Kiedy się od siebie odkleiliśmy, zauważyłam kątem oka, że w oknie sypialni Charlotty poruszyła się firanka. Od razu wiedziałam, iż nas podglądała.

- Wejdziesz? - Zapytałam z nadzieją. Ale kiedy zobaczyłam w jego oczach lekką, niepewność szybko dodałam. - Dobrze wychowany kawaler nie odmówiłby damie.

- Panno Shepard, czy widzi tu gdzieś pani ową damę? - poważny ton sprawił, iż stało się to zabawne.

- Panie de Villiers, komik z pana jak ze mnie baletnica. - Odparłam tym samym.

- Cóż panno Shepard, w takim razie musi pani tańczyć cudownie. - Uśmiechnął się szeroko, ukazując śnieżnobiałe zęby.

- To jak, wchodzisz?



Pamiętaj. Czytasz, komentuj! 

8 komentarzy:

  1. WIERZĘ!

    Świetny rozdział :) Kamień spadł z serca :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No i jak zwykle jest pięknie!
    Z niecierpliwością czekam na nexta!

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny rozdział! Oby tak dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Znalazłam tego bloga dopiero wczoraj, ale bardzo mi się podoba :) Świetnie piszesz i bardzo ciekawa historia, bo czułam jakaś pustkę po skończeniu trylogii a ty ją wypełniłaś. Najbardziej interesuje mnie co odkryła Gwen przed wypadkiem i czy uda się przywrócić wszystko co było między nią a Gideonem. Życzę dużo weny i czekam na następny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. już nie moge sie doczekać nexta :) Rozdział super

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział cudowny, z resztą jak zawsze ;)
    Pragnę ogłosić, że zostałaś nominowana do LBA i TAG-u
    Więcej informacji na moim blogu
    http://dont-be-scared-shadowhunters.blogspot.com/
    -adeczka45

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudo <3 i ogłaszam, że zostałaś nominowana do LBA! Więcek info: http://magiaprzeznaczenia.blogspot.com/2015/08/lba-2.html ;)

    OdpowiedzUsuń