środa, 8 lipca 2015

Rozdział 3

I o to kolejny rozdział. Wiem, nie wyszedł i was zanudzi, ale mam nadzieję, że jednak coś tam wam się spodoba. Ostrzegam, że jest ostro zagmatwany. Miłego czytani i pozdrawiam, a i pamiętajcie o komentowaniu!

PS. Pamiętajcie o piosenkach do Playlisty! Oczywiście, jeśli chcecie, aby tu taka była.



                                             "Sztuką jest pasować do reszty,

                                                       stojąc z boku".
                                                  Olivia Lichtenstein. 



- Nic nie rozumiem Gwany. Co tu się dzieje? - Czy on udaje idiotę? Bo na owego nie wygląda. Jednak szczerość w jego oczach odpędza mnie od tej myśli.

Powietrze zaczęło ciążyć, a sytuacja być dość niezręczna. Zastanawia mnie jak to możliwe, że on o niczym nie wiedział. Przecież powinni go o takiej sytuacji powiadomić.

- Ty na prawdę nic nie wiedziałeś? - Pytam szeptem, niczego do końca pewna.

- Tak Gwany, niczego nie wiedziałem. - Zapewnia mnie pełen determinacji.

Tym razem uwierzyłam mu. Wzięłam głęboki oddech. Chciałabym, aby to wszystko się skończyło i wróciło do normy. Wiem o tym, że się nad sobą użalam, ale nie umiem inaczej.

- Dobrze, wieżę ci. - Poszłam za głosem serca. - Ale zastanawia mnie, dlaczego nic tobie o tym nie powiedzieli.

- Mnie też. - Przyznał.

Brunet podszedł do mnie tak blisko, jak chyba było to możliwe. Nasze ciała dzieliły jakieś dwa centymetry. Zareagowałam automatycznie i cofnęłam się od niego o krok.

- Przepraszam. - Szepnęłam. Poczułam się w tym momencie niczym niesforne dziecko czekające na burdę od rodzica.

- Nic się nie stało. - Uśmiechnął się uroczo. - Rozumiem, że to jest dla ciebie nowe położenie.

Odwzajemniłam gest i skierowałam się do sofy, na której usiadłam.

- Skoro wyjechałeś, a z tego, co słyszałam, to cię znała, to znaczy znam...

- I to bardzo dobrze. - Jego oczy zaświeciły, a uśmiech się poszerzył.

Brunet podszedł do mnie, przełożył książki i usiadł obok mnie.

- Możesz mi powiedzieć, jak masz na imię? - Mina chłopakowi od razu z żenidła. Czuję się niezręcznie pytając go o zapewne najbardziej oczywistą rzecz, ale nic na to nie poradzę.

- Gideon. - Odparł i odchylił głowę na skraj oparcia sofy, na kilka sekund.

Wszystko staje się coraz trudniejsze. Poznaję prawdę w pigułkach, ale mam nadzieję, że od dziś to się zmieni. Czuję, że my dwoje stanowimy coś ważnego w tym całym bałaganie.

- Kim dla mnie byłeś przed tym wypadkiem? - Muszę wiedzieć. W głębi serca znam odpowiedź, ale muszę to usłyszeć.

- Osobą bardzo ci bliską. - Mam wrażenie, że mówi zagadkami. Posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie. - Twoim chłopakiem, a ty byłaś i jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Nie ma innej osoby czy rzeczy, którą bym tak bardzo kochał, której oddałbym serce. - Słowa, które wypowiedział, sprawiły, iż moje oczy się zaszkliły i byłam bliska łzom. Gideom wziął moje dłonie i przykrył swymi. Po chwili wyjęłam ręce z pułapki i się do niego przytuliłam.

W jego objęciach poczułam coś, czego nie czułam od tamtego feralnego dnia. Poczułam się bezpiecznie, silna i pewna tego, że wszystko mogę zrobić.

- Dziękuję. - Szepnęłam głosem na skraju łez.

- Za co? - Zapytał, odpychając mnie na tyle daleko, aby widzieć moją twarz, a tyle blisko, abym nadal zostawała w klatce jego ramion.

- Że przynajmniej ty jesteś ze mną szczery. - Nagle chłopak otarł coś z mojego policzka. Kiedy spuściłam wzrok, zorientowałam się, że to łza.

Gideon zmarszczył brwi, co dało mi jasno do zrozumienia, iż nie rozumie. Wzięłam drżący oddech nie pewna tego, co mam powiedzieć. Przez ostatni czas stałam się małym boi dudkiem. A na domiar złego inni - Charlotta zwłaszcza — nie dają mi wszystkiego ogarnąć. Obecnie chciałabym pamiętać część tego, co zanikło.

Rozmawialiśmy jeszcze jakiś czas. Z jego opowiadań wynika, że byłam dość energiczna, pewna siebie i słodka? Coś mi się nie chce w to wierzyć. Ale w tym wszystkim wyczuwam dominującą szczerość. Coś mi mówi, abym mu uwierzyła, ale druga część mnie staje się silniejsza i krzyczy na mnie, że nie mogę nikomu ufać. W sumie ma rację. Tak naprawdę wiem tyle o nim co nic. Rozsądek popiera silniejszy głos, lecz serce na odwrót. Uginam się pod rozsądkiem. Czas go posłuchać!

Jak by nigdy nic chwytam jedną z książek, które tu przytaszczyłam i zaczyna czytać. Dowiaduje się dużo ciekawych rzeczy. Ślub cesarza Franciszka Józefa i Elżbiety, księżniczki bawarskiej, odbył się z wielkim rozmachem 24 kwietnia 1854 roku. Ten fragment mnie zaciekawił. Chyba nie...?

- Gweny! - Zaczął krzyczeć męski głos. A tak to on.

Nie zareagowałam na jego wołanie i powróciłam do lektury. Po kilku minutach ignorowania zielonookiego — można się zatracić w tych oczach bez pamięci. - wyrwał mi książkę z rąk i rzucił gdzieś w kąt.

- Gwendolyn! - Mimo podniesionego głosu nadal wydawał się taki uroczy. Gwendolyn, o czym ty myślisz?! Ogarnij się! Nikomu nie możesz ufać!

- Tak? - Odparłam najsłodziej, jak umiałam, dla efektu dodałam uroczy uśmieszek. Przynajmniej mam nadzieję, że taki wyszedł.

- Co się stało? Co się zmie...?

Nie zdążyłam dosłyszeć jego wypowiedzi do końca. Pochłonęło mnie rubinowe światło. Po kilku sekundach znalazłam się w pokoju z chronografem. Na miejscu czekał już pan Giordano, bez słowa spojrzałam na mężczyznę i pokręciłam głową.

- Dlaczego faceci są tak beznadziejni?!

Mojego towarzysza zatkało. Zaczął robić się lekko czerwony na twarzy i przecierać chusteczką czoło. Biedny pan Giordano. Zaczęłam się na nim wyżywać. Nawet nie wiem, na co jestem wściekła, ale to narastało we mnie. Miałam wrażenie, że w końcu eksploduję i każdy będzie unikał mnie jak ognia. W sumie to nie byłoby takie złe. Uśmiechnęłam się w duchu na tę myśl.

Szybko się otrząsałam i skierowałam do wyjścia. Z hukiem trzasnęłam drzwiami.




                                                        ***




Nagle nie wiedziałam co robić. Wszystko zaczyna się sypać. Mam wrażenie, w sumie co chwile je mam, oni coś przede mną ukrywają. Jest to coś dużego. Bo dlaczego mieliby wszystko przede mną zatajać? A ten... jak mu tam... Gideon jest takim niewiniątkiem, za jakiego się podaje?

- Myślę za dużo. - Pouczyłam siebie.

Nie wiem jak, ale moje nogi zaczęły same mnie nieść. Szłam korytarzami i przechodziłam przez przeróżne drzwi. Gdzie ja podążam? Coś mi każe podążać za instynktem. Po plątaninie w labiryncie korytarzy dochodzę do ogromnych, podwójnych, mahoniowych drzwi. Są na nich przeróżne zdobienia. Większości wyrzeźbione. Otwieram je z rozmachem. Muszę do tego użyć mnóstwo siły. Są strasznie ciężkie.

Moim oczom ukazała się ogromna sala, chyba balowa. Na środku stał fortepian. Światło zachodzącego słońca idealnie na niego padało przez okna ciągnące się od podłogi prawie po sam sufit, który ma co najmniej dziesięć metrów. Niespodziewanie zaczęłam do niego podchodzić. Po chwili robiłam to sama. Usiadłam na czarnej ławie do pianina, podniosłam klapę ukrywającą klawisze. Ostrożnie przejechałam po powierzchni kilku, zamknęłam oczy i przycięłam klawisze.


 (Odtwórzcie! Polecam piosenkę.)
                       


Słońce zachodziło, a ja wciąż grałam. Robiłam coś, czego nie robiłam od śmierci Lucasa. Podczas gry zamknęłam oczy i zobaczyłam, jak oboje siedzieliśmy przed fortepianem i uczył mnie grać. Zawsze mówił, że to nasz tajemnica. Tylko ja wiedziałam, iż umie to robić. Zawsze czułam się przy nim tak beztrosko. To było takie piękne.

W pewnym momencie poczułam, jak po moim policzku spływa łza, a za nią kolejna i kolejna. Czułam je pod palcami, ale się tym nie przejęłam.

Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam jeszcze, jak zachodzi ostatni promień słońca. Uśmiechnęłam się do niesamowitego widoku.

Nagle przy drzwiach rozbrzmiał jakiś hałas. Od razu się odwróciłam w tamtą stronę i mnie zamurowało...

4 komentarze:

  1. Trochę skomplikowany,ale brak słów...xD
    Pozdrawiam P.
    <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam przyjemność poinformować cię, że zostałaś nominowana do LBA!!! Więcej informacji tutaj: http://magiaprzeznaczenia.blogspot.com/2015/07/lba_16.html ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Sytuacja z Gideonem wydaje mi się trochę naciągana i nienaturalna. Na wieść o tym, że jego ukochana dziewczyna straciła pamięć, a on jest dla niej kompletnie obcy, reaguje jakby mu ktoś zaproponował herbatę. Podchodzi do tego dziwnie spokojnie i jeszcze się uśmiecha. Nie powinien być załamany?
    W jednym miejscu napisałaś dobrze "wierzyć", a w drugim już "wieżę ci" - popraw to ;)
    Mam radę: przed dodaniem zawsze jeszcze kilka razy przeczytaj sobie rozdział. I nie chodzi mi o przelecenie wzrokiem, tylko dokładnie, słowo w słowo, sprawdzaj czy zdania dobrze brzmią, najlepiej przeczytaj sobie na głos. To pomoże też z przecinkami. Tam, gdzie będziesz robiła przerwę, wstawiaj przecinek + zawsze przed "że", "żeby", "a" i "który/a/e" i jeśli chodzi o dialogi, to tam, gdzie zwracasz się do kogoś bezpośrednio, np: "Tak, madame Rossini".
    Mam nadzieję, że Ci to pomoże :)
    Lecę dalej,
    Cass

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak szczerze, to nie ogarniam, czemu Gwen pamięta dziadka, który zmarł, gdy była mała, a Gideona, który jest miłością jej życia, nie może sobie przypomnieć. Poza tym, reakcja Gideona jest bardzo nienaturalna. Zbyt spokojna! Ale ogólnie jest ok.

    OdpowiedzUsuń